niedziela, 26 grudnia 2010

Dlaczego lubimy inwestować w banki?

Mógłbym oczywiście napisać o tym, że chiński Mikołaj przyniósł inwestorom rózgę w postaci podwyżki stóp procentowych, ale w końcu są jeszcze święta, więc dziś będzie o czymś bardziej optymistycznym...

Jeśli można ułożyć ranking najbardziej przewidywalnych papierów, to pewnie akcje banków zajęłyby wysoką pozycję. Wrażliwość banków na sytuację gospodarczą jest bardzo wysoka, są praktycznie odzwierciedleniem jej stanu. Wobec tego większość informacji makroekonomicznych ma bezpośrednie przełożenie na wycenę banków (wyniki finansowe). Banki idealnie nadają się więc na stosowanie strategii "kup i trzymaj". Istnieją oczywiście gospodarki, które w długim okresie się nie rozwijają (vide: Japonia), większość jednak, w tym i Polska rozwija się w mniejszym czy większym tempie. Trend spadkowy na wykresach cen akcji banków nie potrafi utrzymywać się zbyt długo, co widać na załączonym obrazku, będącym wykresem indeksu WIG-Banki:


Widzimy (nie licząc kryzysowego przełomu 08/09), że niezwykle rzadko zdarza się dwie czarne świeczki pod rząd (świeczki miesięczne). 

W kryzysie i przy spadających cenach papiery banków stanowią więc zwykle okazję inwestycyjną. Warto o tym pamiętać, jeśli w tym roku efekt stycznia nie pomoże i zwyciężą obawy o sytuację gospodarczą.

Każdy kto kiedyś przegrał trochę pieniędzy na FOREX'ie wie doskonale, na czym polega lewarowanie. Banki są grupą przedsiębiorstw o najwyższej dźwigni. To powoduje, że prognozy wyniku finansowego banku są obarczone sporym ryzykiem. Mają też one tendencję do przechodzenia z bardzo dużych strat, do bardzo dużych zysków, i odwrotnie. To powoduje nieefektywności w wycenach rynkowych i okazje do ich wykorzystywania. Analitycy fundamentalnie muszą więc traktować banki odmiennie niż pozostałe przedsiębiorstwa, choć nie zawsze tak czynią. Specyfika działalności bankowej (oprócz wysokiej dźwigni, również efekt skali) powoduje, że musimy stosować inną tolerancję dla poszczególnych wskaźników rynkowych.

Jeśli chodzi o analizę techniczną, to rzucającą się w oczy cechą banków jest "typowość". Żeby łatwiej zrozumieć, co mam na myśli (wybaczcie świąteczny styl i składnię :)), zobaczcie, jak łatwo dostrzec odwróconą formację głowy i ramion na tym wykresie PEKAO:


Pozdrowienia i Wesołych Świąt!

poniedziałek, 20 grudnia 2010

Czas na optymalizację podatkową...

... czyli dlaczego im później tym lepiej?

Takie stwierdzenie może na pierwszy rzut oka wydawać się dziwne, ale jeśli rozmawiamy o płaceniu podatków, to pewnie większość zgodzi się, że tak jest. Może niektórzy wolą zapłacić już teraz, i mieć z głowy, szczególnie gdy kwota jest niewielka. Generalnie jednak, ze względu na wartość pieniądza w czasie, opóźnienie płatności (w tym podatkowej) przynosi nam wymierne korzyści.

Koniec roku to świetna okazja aby podpowiedzieć inwestorom co robić, aby płacić podatek jak najpóźniej. Nazywa się to optymalizacją podatkową, a sama idea jest prosta jak konstrukcja cepa - chodzi o to, aby w deklaracji podatkowej za 2010 rok wykazać jak najniższe dochody, a w skrajnych przypadkach stratę, którą będziemy mogli odpisywać sobie od zysków w przyszłych latach!

Przechodząc do sedna - w PIT będziemy uwzględniali tylko zamknięte transakcje. Prosty przykład pozwoli nam zrozumieć istotę sprawy:

* kupiliśmy 1 lipca akcje spółki X, które sprzedaliśmy (transakcja zamknięta) 1 września z zyskiem 2000 zł.
* 3 września kupiliśmy akcje spółki Z i akcje spółki Y, przy czym wciąż je mamy (jest grudzień). Pozycja na papierach Z przynosi nam 2000 zł straty, a pozycja na papierach Y 1000 zł zysku.

Jaki zysk osiągnie inwestor w roku 2010?

Poprawna odpowiedź, to nie 1000 zł (2000-2000+1000) tylko 2000 zł. Tak jak pisałem fiskusa interesują tylko inwestycje zamknięte. Możemy więc w prosty sposób go "nabrać" i wykazać zysk w wysokości 0 zł! (wtedy podatek wyniesie 0 zł, a nie 0,19*2000zł)

Wystarczy, że zamkniemy pozycję na papierach Z i zrealizujemy stratę w wysokości 2000zł. Co jeśli wcale nie chcemy zamykać tej pozycji? (bo w końcu kiedyś to wzrośnie, prawda :P ) Nic prostszego! Gdy tylko sprzedaliśmy akcje, odkupujemy je z powrotem.

I tutaj pojawia się zasadniczy problem. Pytanie, czy opłaca nam się ponosić koszty transakcyjne związane ze sprzedawaniem/kupowaniem tylko po to, aby odroczyć podatek? Odpowiedź nie musi być oczywista, zależy od oczekiwań co do inflacji, stopy podatku od zysków kapitałowych i naszych własnych preferencji. Pamiętajmy jednak, że taki rachunek ekonomiczny zawsze musimy przeprowadzić i nie warto stosować optymalizacji podatkowej "na ślepo"

pozdrawiam i Wesołych Świąt!

BW

czwartek, 9 grudnia 2010

Dlaczego to co płynne jest droższe?

Długo nie pisałem, za co serdecznie przepraszam. Dziękuję też za to, że mimo tego ruch na blogu nie zamarł zupełnie. Dziękuję też za to, że listopad był rekordowym miesiącem jeśli chodzi o wpływy z programu Google Adsense.

Na naszej giełdzie udało się zrealizować wariant 3 (optymistyczny), o którym pisałem tutaj, a wcześniej tutaj. Co dalej? Biorąc pod uwagę bardzo marne obroty przy kształtowaniu obecnych poziomów cenowych obstawiam podwójny szczyt i trzymam się poza rynkiem. Z drugiej strony argumentować można, że głębokość korekty w średnioterminowym trendzie wzrostowym była tak mała, że możliwe są nowe rekordy. Ale nie o tym dziś chciałem pisać...

Nie pisałem tak długo, bo miałem strasznie dużo roboty na uczelni. Nie przyszła góra do Mahometa... więc postanowiłem wleźć ze swoimi problemami na wydziale na tego bloga. Otóż piszę pracę na temat wpływu płynności na stopę zwrotu z akcji na GPW.

   
Główną hipotezą badawczą którą postawiłem jest teza, że płynność określonego papieru wartościowego jest jedną z determinant wysokości stopy zwrotu z inwestycji. W odniesieniu do pewnych klas aktywów jest to empirycznie oczywiste – obligacje skarbu państwa wygasające później mają wyższe oprocentowanie od tych wygasających wcześniej. Ponadto, te obligacje które posiadają wbudowaną opcję inwestorskiej sprzedaży mają obniżony kupon. Podobnie jest z lokatami bankowymi - co do zasady im dłuższy okres zapadalności tym wyższe odsetki.
W literaturze podkreśla się, że płynność jest jednym z podstawowych źródeł przychodu niektórych instytucji finansowych (różnice w płynności między inwestorami prywatnymi a pośrednikami czy instytucjonalnymi inwestorami. Ponadto, płynność na jednym rynku (np. obligacji) może wpływać na płynność na innym rynku (np. akcji) czyli występuje tzw. cross-market liquidity effect. Widzimy więc jak ważne dla rynku finansowego są próby zmierzenia premii za brak płynności, widoczne są też pierwsze, nasuwające się już problemy i trudności z tym związane.
Problem, który przed sobą postawiłem sprowadza się do zbadania, czy i w jaki sposób premia za brak płynności (illiquidity premium, czasem równoważnie używa się terminu liquidity premium) wpływa na stopę zwrotu z akcji na Warszawskiej GPW.

1) Odpowiadając na pytanie: „czy?” możemy sięgnąć do literatury, która zgodnie twierdzi, że efekt illiquidity premium jest obecny w każdej klasie aktywów. W rozważaniach teoretycznych sprowadza się to do rozszerzenia klasycycznego równania Fishera o wpływ liquidity premium.

Nie ma więc powodów do przypuszczania, że GPW jest wyjątkiem. Również i na niej występuje illiquidity premium.

2) W odpowiedzi na pytanie: „jak?” pomocny ma być właśnie model ekonometryczny. Będę badał ten wpływ poprzez regresję stopy zwrotu na miarę płynności, korzystając z oprogramowania firmy STATA. Jako, że występuje wiele miar płynności, będę próbował wykorzystywać jak najwięcej z nich a ostatecznie wybrać tą, która pozwoli na uzyskanie najbardziej precyzyjnych wyników estymacji. Ponieważ na stopę zwrotu wpływa niewątpliwie wiele innych czynników (takich jak stopa dywidendy, „jakość” przedsiębiorstwa itd.) również i one będę umieszczał w modelu.

A może Wy macie pomysły, jak udoskonalić mój model (zdradzę, że wstępne wyniki są niezadowalające - model jest więc łagodnie mówiąc niedoskonały)? Jakie zmienne uwzględnić i jak zdobyć dane?

Liczę na Waszą pomoc!
pozdrowienia

P.S Przepraszam za tak długiego posta, ale wrzucam jeszcze rozważania dotyczące porównania stóp zwrotu z poszczególnych indeksów za ostatnie 10 lat.


Widzimy na wykresie, że stopy zwrotu układają się zgodnie z kierunkiem spadku płynności R(WIG20)<R(MWIG40)<R(SWIG80). Zaskakujące jest natomiast zachowanie WIG – który jako indeks najbardziej szerokiego rynku znajduje się między WIG20 a SWIG80, w okolicach MWIG40. Wytłumaczenia mogą być trzy:
1)                          dla najbardziej niepłynnych spółek efekt illiquidity premium ulega zakrzywieniu, czyli z pozytywnego przechodzi w negatywny.
2)                          w przypadku najmniejszych spółek inne czynniki wpływają na stopę zwrotu w większym stopniu (zagrożenie upadłością, niepewność itd.) niż efekt illiquidity effect.
3)                          odczuwalny jest wpływ spółek z WIG20, które również wchodzą w skład WIG. Jako, że ich udział w WIG jest znaczny.

wtorek, 30 listopada 2010

Ostrożnie z giełdą

Ponieważ na międzynarodowych i krajowym rynku kapitałowym jest bardzo ciekawie, znowu będzie kilka słów o bieżącej sytuacji rynkowej.

Bardzo interesujące są doniesienia o wydarzeniach w Irlandii i Portugalii. Dziwne nieco, że dzieje się to w warunkach świetnego wzrostu gospodarczego w Niemczech. Moim zdaniem, Portugalia nie będzie potrzebowała pomocy EU i MFW. Co nie znaczy, że jej nie dostanie. Portugalia właśnie uchwaliła dość restrykcyjny budżet redukujący znacznie deficyt budżetowy, a nawet jej obecna sytuacja jest inna niż ta w Irlandii czy Grecji sprzed kilku miesięcy. Największym problemem  mogą być jednak inwestorzy grający na osłabienie euro i zwiększeniu spreadu między portugalskimi (hiszpańskimi, włoskimi) obligacjami a tymi emitowanymi przez Berlin. Ciekawe, że w obu przypadkach ujawniają się interesy Niemiec - które jako gigantyczny eksporter bardzo cieszą się z osłabienia wspólnej waluty, a i chętnie widziałyby outsiderów z PIIGS z założonym kagańcem fiskalnym przez Unię i MFW...

Ale dość polityki :) Zobaczmy co dzieje się na naszym podwórku. Złoty jest jedną z najsłabszych walut świata absolutnie bez naszej winy. Chodzi o globalny wzrost awersji do ryzyka, a że złotówka w ostatnich miesiącach radziła sobie bardzo dobrze, naturalne jest, że to właśnie z naszego rynku uciekają inwestorzy. To negatywnie wpływa na sytuację na GPW.
Tymczasem, nieprzypadkowo jesteśmy bombardowani informacjami o przyszłorocznym wzroście gospodarczym, który ma nas plasować w czołówce Unii. Niczego to jednak w kontekście rynków finansowych nie zmieni. Wszystko to może popsuć nam końcówkę roku, więc trzeba bardzo ostrożnie poczynać sobie z długimi pozycjami na rynku.

Pamiętacie sytuację, którą przedstawiałem 9 dni temu?



A oto jak rozwinęła się sytuacja:

czerwona, pionowa linia zaznacza miejsce, które było przedstawione na poprzednim (górnym) wykresie. Widzimy, że zrealizowała się "część wspólna" dotycząca wszystkich trzech scenariuszy. Teraz możemy:
1) zejść jeszcze niżej, w okolice 50% zniesienia Fibo
2) Ukształtować prawe ramię RGR i zejść pod 2500, jak wynika z minimalnego zasięgu formacji.
3) Zaatakować szczyty korzystając z rajdu św. Mikołaja.

Najwięcej zależy od zagranicy i "obaw o strefę euro" czyli od decyzji wielkich graczy. Widać, że rynek na to czeka, handlując na bardzo niskich obrotach. To jest pewnym optymistycznym akcentem, bo jeśli kształtuje się dołek, to niskie obroty dobrze świadczą o możliwościach wzrostu. Pociechą jest też dwukrotna (wczoraj i w piątek) obrona poziomu 2600-2610.
Tylko czy rynek ma siłę rosnąć w tak niekorzystnej sytuacji makro? Z pewnością może pociągnąć pod 2700, bo to nie taki duży wzrost, w zasadzie korekta spadków. Dlatego zgodnie z taktyką przedstawioną w poprzednim wpisie, zwiększyłem zaangażowanie w akcje przy poziomach 2610. Jednak wciąż pozostaję dużą częścią pieniędzy poza rynkiem - ryzyko spore, a jeśli mamy ryzykować dla wzrostów tylko w okolice 2700, to współczynnik potential profit/risk jest niski...

Radzę więc trzymać rękę na pulsie. Ustawienie stop loss'a nie powinno być trudne - prponuję nieco poniżej 2600 (zależy od przyjętego filtra np. 2-3%)

piątek, 26 listopada 2010

Dlaczego "stopy" są tak ważne? Część 1: Co to jest stop loss?

Być może są wśród Was również tacy którzy zapytają najpierw: Co to w ogóle jest ten "stop"? Dla tych będzie poświęcony następny akapit* niniejszy wpis. Pozostali niech go przeskoczą i od razu zapraszam do drugiej części :)

Warunki na giełdzie zmieniają się z sekundy na sekundę. Po pierwsze nie jesteśmy w stanie tak szybko reagować na tą zmieniającą się sytuację. Powody są proste - zanim klikniemy myszką i zlecenie przemieli się przez system transakcyjny i trafi na giełdę, cena może nam już "uciec". Po drugie, ważniejsze, nie możemy siedzieć po 8 (GPW) lub 24 (FOREX) godzin dziennie przed komputerem! Zresztą wiemy dobrze, że notowania potrafią się zmienić drastycznie szybko, na przykład w 5 minut, gdy my odeszliśmy od monitora zrobić sobie kanapkę albo zalać herbatę. Wracamy, a tu nasza pozycja przynosi już 10% straty i strata ta ciągle rośnie. Myślimy sobie wtedy: gdybym był tutaj przez te 5 minut, na pewno sprzedałbym akcje gdy tylko spadłyby 5%, bo wtedy przewidziałbym dalszy spadek. Od tego właśnie są stopy. Ta potoczna nazwa ("stop") wzięła się od angielskiego terminu stop loss. Oczywiście, jak większość terminów finansowych trudno byłoby go przetłumaczyć tak, aby polska nazwa się przyjęła i była w miarę "ludzka". Dlatego używamy tego wygibasa językowego. Mniejsza o to. Zlecenie typu stop loss każe domu maklerskiemu sprzedać nasze akcje gdy tylko cena poprzedniej transakcji była równa lub niższa cenie którą określamy jako cenę stop. To pozwala nam ucinać pozycję natychmiast gdy tylko kurs spadnie poniżej jakiegoś ważnego wsparcia.


W tym przykładzie wystawiłem zlecenie stop na posiadane już papiery PEKAO. Zlecenie to oznacza, że sprzedam PEO po każdej cenie (PKC) (można zmienić typ limitu i ustawić dowolną cenę wykonania, ale wtedy nie mamy pewności, że zlecenie zostanie zrealizowane) jeśli tylko kurs będzie niższy niż 170 zł lub równy tej wartości.

Oczywiście, można wystawiać zlecenia "odwrotne". Takie zlecenie (reversed stop) polega na kupnie akcji których jeszcze nie posiadamy jak tylko kurs przewyższy lub zrówna się z określonym przez nas poziomem. W praktyce oznacza to, że możemy otworzyć pozycję na przykład po wybiciu ważnego oporu, ale nie wcześniej, gdy dalsze wzrosty są jeszcze przez ten opór zagrożone.

Istnieją jeszcze inne odmiany "stopów". Na rynku FOREX nazywa się je zleceniami typu take profit. Są one w istocie takie same, jak te przedstawione w akapicie wyżej, tzn. dotyczą sprzedaży pozycji gdy tylko kurs wzrośnie ponad określoną wartość. Różnica polega na tym, że w przypadku take profit już posiadamy dany instrument, a take profit ma nam zagwarantować określony poziom zysku na transakcji. Łatwiej będzie to zaobserwować na przykładzie: 


Weszliśmy w pozycję na poziomie zaznaczonym na zielono. Następnie (lub w tym samym momencie) wystawiliśmy zlecenie take profit na poziomie czerwonym. Pozycja automatycznie zamknęła się, gdy tylko kurs "dotknął" tego poziomu. Potem, jak widzimy eurodolar spadł do poziomu dużo niższego niż czerwona linia, a nawet niżej od zielonej. Korzyści z take profit są oczywiste.

Oczywiście na GPW (w przypadku akcji) nie ma możliwości stosowania takich zleceń, bo taki sam efekt można uzyskać wystawiając najzwyklejsze zlecenie z ceną wykonania równą "take profit". Na rynku terminowym i walutowym jest inaczej, ponieważ wyjście z pozycji polega na zajęciu pozycji odwrotnej, a nie zbyciu instrumentu.


Stopy kroczące

Nazwa kojarzy się ze średnimi kroczącymi, ale niewiele ma z nimi wspólnego. Stopy kroczące nie są możliwe w wielu polskich domach maklerskich. W XTB aby ich używać trzeba być cały czas zalogowanym do systemu transakcyjnego (sic!). Ostatnio stopy kroczące udostępniło ING. Najkrócej: stop kroczący polega na tym, że jest on automatycznie podnoszony, gdy cena akcji pnie się zdecydowanie w górę. Dzięki temu różnica miedzy poziomem cen a poziomem zlecenia stop jest względnie stały.

O stop loss'ach część 2 czytaj tutaj
____________
* No tak, miał być tylko jeden akapit o tym i oczywiście się rozpisałem. Wpis właściwy (II część) będzie potem :) Przepraszam za te banały bardziej zaawansowanych czytelników.

niedziela, 21 listopada 2010

3 scenariusze dla WIG20 i GPW

Nareszcie trwa długo oczekiwana przeze mnie korekta. Ona przyniesie dobre okazje do zajęcia długiej pozycji, a jej głębokość pokaże nam prawdziwą siłę obecnego trendu wzrostowego.
Obecnie trudno rekomendować kupno jakiejkolwiek spółki, bo kluczowe są wydarzenia na głównym parkiecie (WIG 20). Możliwe jednak, że już w tym tygodniu (drugiej połowie) korekta się wypełni. Proponuję rzut oka na wykres WIG20, zakres 6 miesięcy, świeca dzienna:


Widzę 3 możliwe scenariusze

1) Głębszy spadek, do poziomu około 50% zniesienia Fibonacciego. Możliwe są oczywiście jeszcze i głębsze obsunięcia, nawet do 62% i dalej. Ale to pewnie nie w tym tygodniu. Poza tym warto zwrócić uwagę na szczyty z końca lipca / początku sierpnia (pomarańczowa elipsa), które mogą zatrzymać spadki.
2) Wbrew pozorom mniej optymistyczny jest wariant drugi, zakładający spadki tylko do poziomu 38% zniesienia Fibo. Wówczas realne byłoby ukształtowanie formacji głowy z ramionami (patrz oznaczenia na rysunku. Pamiętajmy, że zasięg tej formacji to minimalnie powtórzenie odległości od szyi do szczytu głowy w dół od linii szyi (fioletowe strzałki). Ten wariant oznaczałby prawdopodobnie najgłębsze spadki.
3) Trzeci wariant (albo wariant 2b, jak wolicie) jest następujący: nie dojdzie do ukształtowania się prawego ramienia i zaatakujemy ostatnie szczyty. Ten wariant prawdopodobnie kształtowałby się znacznie dłużej, tak, że mocniejszy ruch w górę zgrałby się w czasie z Rajdem Świętego Mikołaja.

Wszystkie trzy warianty mają punkt wspólny - spadek do poziomu 38% zniesienia Fibo. Obserwujcie wolumen w tym miejscu, aby dobrze przewidzieć ruch. Kolejnym kluczowym momentem będzie poziom około 2700 punktów. Tutaj też wolumen, oraz czas kształtowania formacji będą kluczowe.

Jeszcze tylko powtórzenie na WIG-u, sytuacja prawie analogiczna. Zakres i świeczka ta sama.


Tutaj też widzimy możliwość ukształtowania się formacji RGR. Poziomy Fibonacciego pokrywają się z tymi z wykresu WIG20, więc dywergencji brak. Wniosek? Szeroki rynek prawdopodobnie będzie podążać za głównym indeksem.


Nie sposób rozpatrywać sytuacji na naszym rynku w oderwaniu od Ameryki. Sytuacja na S&P500 jest nieco inna. Przede wszystkim nie istnieje niebezpieczeństwo ukształtowania się formacji głowy i ramion.


 Obserwujemy też silniejsze, niż na naszym rynku odreagowanie. Już teraz widzimy dwie spore białe świeczki. To odreagowanie jest związane najpewniej z korektą spadków na EUR/USD. 1200 punktów nie zostało jednak pobite, więc oczekuję, że przyszły tydzień zaczniemy od spadków za oceanem. Kluczowa jest głębokość korekty. MACD wskazuje, że mamy już ukształtowany krótkoterminowy trend spadkowy, ale "dłuższe" średnie kroczące jeszcze nie (na wykresie 20 i 50 EMA). Spadek do 1150 jest możliwy, ale o tym zdecyduje zachowanie się na poziomie ostatniego dołka, czyli ok. 1170.


Wracając na nasze podwórko: oto co będę robił w następnym tygodniu: zajmowanie pozycji tylko przy poziomie 2600-2615 i potem obserwowanie 2700. Na razie pozostańmy obserwatorami :)


pozdrowienia i powodzenia!

środa, 17 listopada 2010

Kiedy kupować?

Oto jedno z dwóch podstawowych pytań jakie zadaje sobie każdy spekulant, ale i inwestor (drugim jest: Kiedy sprzedawać? :) ). Kiedy kupić papiery? Najprostsza odpowiedź brzmi: wtedy, kiedy są tanie.

Na giełdzie bardzo często bywa tak, że najprostsze rozwiązania są najlepsze. Tak, najlepszym momentem wejścia w inwestycję jest moment, gdy aktywa są tanie. Niby proste i oczywiste, ale wielu, szczególnie początkujących graczy postępuje wręcz wbrew tej zasadzie.

Dlaczego tak się dzieje? W praktyce nasza zasada sprowadza się do prostej strategii: kupować, gdy na giełdzie jest czerwono, a sprzedawać kiedy jest zielono (porównaj notkę: Dlaczego warto być niedźwiedziem, gdy inni obstawiają wzrost?). Tymczasem ludzka psychika podpowiada nam zupełnie co innego! Człowiek nie lubi postępować wbrew społeczności, boi się myślenia wbrew większości. Każdy socjolog Wam powie, że jednostka upodabnia się do ogółu, poddaje się "uśrednieniu" i to z własnej woli i niejako mimowolnie. Nasze zachowania na giełdzie bynajmniej nie są wyjątkiem. Nic dziwnego, że wraz z rozwojem psychologii inwestowania (czy też finansów behawioralnych), badacze i inwestorzy coraz więcej uwagi poświęcają właśnie temu zagadnieniu. Okazuje się, że na rynku zarabiają tylko ci, którzy płyną pod prąd, a myślenie odmienne od większości nie na darmo nazywane się sztuką (porównaj tytuł książki Humprey'a Neil'a The Art of Contrary Thinking - autor w Polsce niestety mało znany).

Gdyby wszystko było tak proste, wszyscy, a przynajmniej niektórzy z nas, dawno bylibyśmy milionerami. Oczywiście jeden dzień czerwony nie oznacza, że następny będzie zielony i odwrotnie. Kupując przy gwałtownych spadkach możemy nadziać się na tzw. spadające noże. Wiemy skądinąd (porównaj notkę: Dlaczego długie pozycje są lepsze niż krótkie?), że rynki, zgodnie z prawem grawitacji, szybciej spadają niż rosną. Wobec tego i innych czynników niezwykle trudne jest określenie precyzyjnego momentu kupna. Zresztą, czy jest to w ogóle możliwe? To temat na zupełnie inną historię, w tym wpisie chciałbym tylko, abyście się zastanowili:

1) Analizując ostatnie, powiedzmy 10 swoich transakcji kupna, stwierdzili ile z nich było zawartych w warunkach rosnącego rynku, a ile spadającego

2) Porównali stopę zwrotu z transakcji zawartych w warunkach "czerwonych" i "zielonych"

3. Podzielili się wynikami tego "badania" w komentarzu pod wpisem :)

Pozdrowienia!

środa, 10 listopada 2010

Kiedy wyjść z IPO?

Emocje związane z giełdowym debiutem giełdy co prawda opadają, ale jeszcze nie dla wszystkich minęły. Ja co prawda sprzedałem swój pakiet już w pierwszej godzinie notowań, zadawalając się zyskiem  20,70% (bez prowizji). Domyślam się jednak, że wiele osób wciąż trzyma akcje giełdy, i być może jest to dobra decyzja.

Przy debiutach, zwłaszcza akcji zupełnie nowych ciężko jest określić moment w którym wyjść z rynku, gdyż:

* Nie podpowiada nam nic analiza techniczna, bo danych jeszcze nie ma, a nie ma wielkiego sensu doszukiwać się jakichś oporów czy wsparć na danych intraday.
* Analiza fundamentalna jest możliwa, ale przynajmniej w początkowych dniach (tygodniach) na niewiele się przydaje. Na rynku rządzą emocje, podaż ze strony niedoświadczonych, jednorazowych, indywidualnych graczy i popyt ze strony instytucji, które po prostu chcą mieć w portfelu akcje GPW, nieważne po jakiej cenie (oczywiście w granicach rozsądku). Do tego dochodzą spekulanci daytradingowi, którzy w ogóle nie patrzą na cenę godziwą, P/E i tego typu wynalazki.

Jak więc poradzić sobie z oznaczeniem odpowiedniego momentu wyjścia? Musimy wziąć pod uwagę, że:

* Akcje w debiucie zwykle radzą sobie lepiej niż w następnych kilku miesiącach. Świetny przykład - PGE, znacznie gorszy - PZU i Tauron. Emisje publiczne innych giełd na świecie przemawiają jednak za "wariantem PGE". 
* GPW to bardzo rozpoznawalna marka, podaż może być ograniczona choćby ze względu na sentyment do tych akcji. Przydzielono małe pakiety. Można sobie wyobrazić inwestora, który będzie trzymał akcje GPW po prostu dlatego, że lubi tą spółkę!
* Stronę podażową może wzmacniać jednak brak jasno określonej polityki wypłaty dywidendy.

Trudno zważyć te wszystkie argumenty. Tak jest zresztą w przypadku większości IPO. Ja mam własną, dobrą, jak mi się zdaje, politykę: Zamykam pozycję wtedy, kiedy osiągnęła założoną przeze mnie stopę zwrotu, nie oglądając się na rynek. Podkreślam, że dotyczy to tylko giełdowych debiutów. To świetnie sprawdziło się w przypadku Taurona. TPE zamknąłem dopiero w zeszłym tygodniu, ponieważ kurs w debiucie mnie rozczarował. Tym samym zarobiłem wiele więcej niż na akcjach GPW. Taka polityka słabo sprawdziła się natomiast w przypadku PZU, które też zamknąłem na samym początku inkasując kilkanaście procent zysku. Jak wiemy, kurs doszedł później do 400 zł...

Teraz zakładałem, że 15% zysku z debiutu GPW będzie niezłym wynikiem, a 20% - bardzo dobrym. Dlatego zamknąłem pozycję gdy tylko kurs zbliżył się do tej granicy. Pewnie - mogłem postawić stop'a. Ale po co? Nie ma sensu utrzymywać pozycji na siłę. Wolę skasować niezły zysk i przesunąć kapitał do inwestycji, które mogę lepiej zrozumieć i papierów które mogę łatwiej analizować. A na GPW może jeszcze kiedyś zarobię...

pozdrawiam
BW

niedziela, 7 listopada 2010

ATC, CNG - krótka analiza

Odpowiadając na prośbę czytelnika henry'ego przedstawiam "rzut oka" na spółki ATC i CNG.

1) ATC
Wykres daily, 6 miesięcy:

 Po dłuższym okresie spadków, ostatnio nawet dynamizujących swój przebieg, mamy wreszcie do czynienia z powtórzonym dnem (dolna linia) i względną konsolidacją (czerwona elipsa) dodatkowo optymizm wzmacnia piątkowa biała świeca. Istotne będzie teraz, czy kurs zdoła zamknąć dwie ostatnie duże luki i przebić tym samym ważny opór (górna linia). Uwaga też na linię trendu spadkowego, która będzie działała jak silny opór (zielona linia).
Pozytywem są oscylatory, które znajdują się na bardzo niskich poziomach.
Ogólnie bałbym się wchodzić w spółkę teraz, choć jeśli uda jej się pokonać dwie wspominane wcześniej linie oporu, może nieźle sobie radzić. Jednak póki co potwierdzenia wybicia nie ma.


2) CNG
wykres weekly, 2 lata:

Udało się przebić średnioterminowy trend spadkowy. Wyjście jest trochę "bokiem", ale potwierdzone przez średnie kroczące (4,9,18 EMA na rysunku). Mój stosunek do tej spółki jest pozytywny, choć na kokosy bym nie liczył. Możliwe też, że będzie się długo "kisić" na obecnych poziomach cenowych, bo jednoznacznego przejścia do trendu wzrostowego nie ma, a trend spadkowy może się przecież zamienić na boczny. Widzimy zresztą, że w czerwcu przez jakiś czas te poziomy cenowe też były wykorzystane do konsolidacji. Zaletą jest, że łatwo wyznaczyć punkty oporu i wsparcia (kolejne wierzchołki trendu spadkowego).

Pozdrawiam!

środa, 3 listopada 2010

Dlaczego pozycje długie są lepsze niż krótkie?

Pytanie nieco prowokacyjne, a opinie z pewnością są w tej sprawie podzielone. Zresztą kolejny wpis będzie pewnie o tym, dlaczego to krótkie pozycje są lepsze od długich :)

Zacznijmy jednak od przewagi pozycji długich nad krótkimi. Co to jest pozycja długa wyjaśniać raczej nie trzeba - chodzi po prostu o posiadanie akcji (skoncentrujmy się na razie na tym rynku). Short selling na naszej Giełdzie Papierów Wartościowych jest możliwy dopiero od 1 lipca tego roku i nie cieszy się zbyt dużą popularnością. Jeśli nie wiemy do końca na czym ona polega najlepiej sięgnąć do informacji zamieszczonych na stronie gpw.pl:

Krótka sprzedaż polega na sprzedaży papierów wartościowych, których w momencie sprzedaży nie posiadamy na swoim rachunku inwestycyjnym. Na dzień rozliczenia transakcji (standardowo 3 dni od dnia sprzedaży) musimy jednak te papiery posiadać, by dostarczyć je stronie kupującej. Jeśli tego nie zrobimy, rozliczenie transakcji zostanie zawieszone, a my poniesiemy konsekwencje przewidziane w umowie z naszym domem maklerskim. 

Jest to więc tak zwana krótka sprzedaż z pokryciem, w odróżnieniu od nagiej krótkiej sprzedaży, w której nie trzeba posiadać instrumentu będącego przedmiotem transakcji, a wszelkie rozliczenia są pieniężna. Tego typu krótka sprzedaż negatywnie wpłynęła na sytuację na giełdach światowych w okresie kryzysu i została czasowo zawieszona. Ale to temat na inny wpis...

Dalej czytamy na stronie gpw.pl:

Krótka sprzedaż jest jedną z najbardziej popularnych strategii inwestycyjnych, stosowanych zwłaszcza na rynku akcji. Jest to prosta strategia inwestycyjna umożliwiająca zarabianie na spadkach cen, bez konieczności stosowania instrumentów bardziej wyrafinowanych, w szczególności pochodnych.

Rzeczywiście, jest to duża zaleta. Dotychczas też można było "grać na spadki", choćby zajmując pozycję short na rynku kontraktów terminowych (FW20), albo kupując opcję call. Na rynku terminowym panują jednak nieco inne zasady, wysokie dźwignie, inne zasady rozliczenia. Ci, którzy inwestowali tylko w akcje nie mogli grać na spadki.

No dobrze, ale wróćmy do pytania początkowego. Dlaczego to długie pozycje są "lepsze" od krótkich i co owo "lepsze" oznacza?

1) Po pierwsze, wyższe koszty transakcyjne. Płacisz nie tylko standardową prowizję maklerską za sprzedaż pożyczonych papierów, a później za ich odkupienie, ale również określone koszty dla domu maklerskiego za pożyczone papiery przy czym rosną one wraz z czasem zajmowania pozycji. Nie zapomnijmy też o podatku dochodowym.

2) Po drugie, nie wszystkie papiery są dostępne w krótkiej sprzedaży. Listę tych dopuszczonych znajdziesz na stronie gpw.pl. Jest ona całkiem pokaźna, ale pamiętajmy, że to od DM zależy, które papiery chce pożyczać pod krótką sprzedaż. Obecnie DM oferują ją tylko na najbardziej płynnych papierach.

3) Dodatkowe obowiązki.

§ 60a Regulaminu KDPW
Uczestnik rozliczający w zakresie transakcji krótkiej sprzedaży zobowiązany jest podejmować działania zapewniające niezwłocznie pozyskanie papierów wartościowych będących przedmiotem takich transakcji w celu niedopuszczenia do zawieszenia ich rozrachunku z powodu braku papierów wartościowych, albo jak najszybszej likwidacji takiego zawieszenia. Działania te mogą polegać w szczególności na zawarciu ramowych umów pożyczek papierów wartościowych, na podstawie których uczestnik rozliczający będzie miał możliwość niezwłocznego zaciągnięcia pożyczki brakujących papierów wartościowych.

Owe działania to utrzymywanie odpowiedniego depozytu (zabezpieczenia). Chodzi o to, aby pożyczający mógł w każdej chwili odkupić na rynku pożyczone papiery. Wobec tego składa on depozyt, i nie ma co liczyć, że będzie on niższy niż 100% wartości pożyczonych papierów. GPW powiela standardy International Securities Lenders Associations w zakresie ramowej umowy pożyczki. Nie liczmy więc, że dogadamy się z domem maklerskim na lepsze warunki.

4) Ostatnią kwestią, którą chciałbym poruszyć (nie wyczerpuje to tematu, ale notka blogowa nie może być przecież za długa :) ) jest tzw. short squeeze. Znamy tą taktykę z rynku terminowego, ale skoro i tutaj mamy system depozytów, to zastosowanie znajdzie również do rynku akcji. Chodzi o sztuczne windowanie kursu w górę aby gracze zajmujący pozycję krótką, nie będąc w stanie utrzymywać wymaganych, rosnących depozytów są zmuszeni do odkupienia papierów i zamknięcia pozycji. Kupowanie przez nich zwiększa popyt i jeszcze bardziej winduje kurs w górę. W polskim żargonie działanie takie zdobyły swojski termin: "wyleszczanie".


Podsumowując: wyższe koszty i ryzyko nie rekompensują możliwości "gry na spadki". Oczywiście, krótka sprzedaż nie musi służyć tylko do spekulacji, może zabezpieczać nasz portfel, redukując ryzyko. Ale wówczas polecałbym jednak rynek terminowy. Decyzja - jak zawsze - należy do Was.

pozdrowienia!

poniedziałek, 1 listopada 2010

Świąteczna garść analizy technicznej

1) OEG   Rzut oka na wykres weekly pokazuje nam, że właśnie znaleźliśmy się w obszarze oporu 5zł.


Dodatkowo zaznaczyłem kolejny opór, wypadający na poziomie 6 złotych. Z kolei 4 zł stanowią mocne wsparcie, a więc dla tych, którzy chcieliby wchodzić teraz, wskaźnik potential profit/risk jest równy 1 (słabo). Dla tych, którzy już są "na papierze" zwracam uwagę na dodatkową wskazówkę - linię trendu spadkowego, która po przebiciu stanowi teraz linię wsparcia. Można więc ograniczyć ryzyko stawiając stopa nie pod linią 4 zł, tylko pod tą opadającą linią.

Oscylatory - nie pokazują niczego strasznego, choć wyraźnie zbliżają się do obszarów wykupienia (co samo w sobie nie jest, pamiętajmy o tym, żadnym sygnałem).

Wolumen pozytywnie podkreślił wzrosty z tego tygodnia

Negatywnie prezentuje się natomiast świeca z tego tygodnia - zbliżona do świecy doji, co może sugerować kształtowanie się formacji wieczornej gwiazdy. Jednak po pierwsze, dopiero gdyby się ukształtowała, to oznaczałoby to sygnał sprzedaży po drugie, na tak mało płynnych papierach, świece, moim zdaniem, są mnie przydatne w analizie.


2) PMD
Na wykresie w dwuletniej perspektywie widzimy wybicie z dość długiego klina przy zwiększonych obrotach. Zasięg potencjalnych wzrostów - tyle, co wynosił poprzedni dynamiczny wzrost. Prawdopodobnie w poniedziałek sam wejdę w ten papier.

 
3) OBL 
Od piątkowego i poniedziałkowego "wystrzału" kurs znajduje się w konsolidacji (2). Idealnie kopiuje to sytuację sprzed kilku tygodni (1). To daje nadzieję na trzeci podobny ruch (trójka to na giełdzie kluczowa liczba ;) ). Dziwi mnie tylko wzrastający wolumen przy konsolidacji. STS nie wytrzymał i pokazał sygnał sprzedaży w czwartek. Zwróćcie jednak uwagę na niską skuteczność tego wskaźnika w przeszłości. Myślę, że warto obserwować, czekając jednak jeszcze kilka sesji z wejściem (chyba że już macie)
Wykres daily:


5) PEO
Coś z klasyki :) Od dłuższego czasu w stabilnym trendzie wzrostowym. Sam kupiłem w okolicach dna, dprzedałem jednak za około 170 zł, licząc na siłę kanału bocznego. Tymczasem kurs wyszedł z niego i jak gdyby nigdy nic ustanowił maksima, jakich nie widzieliśmy od 2008 roku.

Proponuję spojrzeć na szeroką perspektywę (weekly, max)


 Mam nadzieję, że będzie to dobrze widoczne na wykresie :) W ostatnim czasie mieliśmy długi okres konsolidacji po dynamicznej zwyżce od dna kryzysu. Nastąpiło właśnie wybicie z trójkąta symetrycznego (oczywiście, widzę to dopiero teraz :) ). Uważam jednak, że na tym poziomie wzrosty się zatrzymają. Zaznaczyłem na rysunku historyczną linię oporu na poziomie około 195zł. Ten poziom pokrywa się z zasięgiem wybicia z formacji trójkąta (pionowe kreski na wykresie) czyli przełożenie podstawy trójkąta na wzrosty licząc od momentu wybicia. To skłania mnie do przekonania, że kurs nie przebije 200 zł.


Pozdrawiam i udanego inwestowania w listopadzie :)

piątek, 22 października 2010

Dlaczego im więcej tracimy tym więcej ryzykujemy?

Choć trudno nam się do tego przyznać, każdy z nas ma w sobie Nick'a Leesona. Przynajmniej każdy, komu nic co ludzkie nie jest obce.

Gdyby ktoś przypadkiem nie wiedział kim jest Nick Leeson, to krótko o nim. Dziś po czterdziestce, w wieku 28 lat w pojedynkę doprowadził do upadku i przejęcia przez ING najstarszego banku brytyjskiego Barrings. Grając na rynkach towarowych stracił na jego rachunek obłędną jak na tamte czasy sumę ponad 800 mln funtów. Co najważniejsze dla nas w tej historii, to fakt, że tracąc coraz więcej Leeson otwierał coraz większe pozycje. Miał nadzieję, że w końcu los się odwróci i uda mu się "odrobić" gigantyczne straty.

Zostawmy jednak biednego (choć po wyjściu z więzienia wiedzie raczej przyjemne życie jako swego rodzaju celebryta) Leesona i zastanówmy się, co popycha ludzi do ponoszenia coraz większego i większego ryzyka i jakie to może mieć konsekwencje dla naszego inwestowania/grania na giełdzie.

Intuicyjnie oczywiste jest, że na podejmowaną przez nas decyzję mają kolosalny wpływ warunki w jakich się znajdujemy. Ekonomiczne decyzje są zaś warunkowane przede wszystkim przez kapitał jakim dysponujemy w momencie podjęcia decyzji. Ja w życiu nie zagrałbym w loterię w której mogę przegrać lub wygrać (z prawdopodobieństwem 1/2) 1000 zł, ale już Jan Kulczyk pewnie mógłby w nią zagrać choćby do zabawy. Tak naprawdę to niewiele go ona interesuje. Tymczasem oboje możemy mieć takie same podejście do ryzyka. Tyle tylko, że ja bardziej obawiałbym się straty 1000 zł niż Kulczyk cieszyłby się z zysku w tej samej wysokości.

Jest to ogólna zasada dotycząca podejmowanych przez ludzi decyzji ryzykownych: strata boli bardziej niż zysk cieszy. Tversky i Kahneman skonstruowali w latach '70 XX wieku krzywą użyteczności opartą na tym założeniu:


 Jej podstawowe własności są następujące:
1) jest ona wypukła dla strat
2) wklęsła dla zysków
3) jest bardziej stroma w przypadku strat. 

Sprowadza się to do jednego: Będziemy podejmować większe ryzyko, jeżeli będzie groziła nam strata i mniejsze ryzyko jeśli będziemy liczyć na zyski. Potwierdzają to wyniki ankiet przeprowadzonych przez Tversky'ego i Kahnemana. Ci sami respondenci mieli wybrać najpierw między loteriami A i B:
A - wygrana 1000 zł z prawdopodobieństwem 1/2 lub brak wygranej
B - z prawdopodobieństwem 1 (czyli na pewno) otrzymanie 500 zł.
Następnie zaś między C a D
C - strata 1000 zł z prawdopodobieństwem 1/2 lub brak straty (prawdopodobieństwo 1/2)
D - strata na pewno 500 zł

Najpierw spróbujcie sami odpowiedzieć na to pytanie w odniesieniu do siebie. A teraz wyniki. W pierwszym przypadku większość wybrała loterię B, co jest logiczne, jeżeli weźmiemy pod uwagę naturalną awersję do ryzyka. Mimo, że w drugim przypadku de facto wybór pozostaje ten sam (ryzykujemy 500zł), większość respondentów wybrała loterię C, a więc podjęła ryzyko!

Zastanówcie się, jak ta właściwość ludzkiej psychiki wpływa na wasze inwestycje. Czy nigdy nie zdarzyło się wam powiększać pozycje, które przynoszą straty? Kupić akcje za 100 zł, a następnego dnia, gdy spadną kupić kolejny pakiet za 90, a następnego dnia może za 80?
A kiedy ostatnio zrobiliście odwrotnie, to znaczy kupiliście za 100 zł, a następnego dnia, gdy cena wzrosła, za 110?

No właśnie... powiększanie pozycji przynoszących straty (jeden z najbardziej powszechnych błędów początkujących inwestorów - ba, sam go popełniałem i ... popełniam jeszcze czasem) to prosta konsekwencja kształtu naszej krzywej użyteczności na rysunku powyżej...

wtorek, 19 października 2010

Dlaczego warto obserwować kurs USD/PLN ? (część 1)

Nawet najbardziej wyrafinowane wskaźniki techniczne nie przewidują ruchu cen akcji. Dlaczego tak się dzieje? Z pewnością dlatego, że nie są one doskonałe, opierają się na założeniach, których niekoniecznie muszą przestrzegać inni uczestnicy rynku kapitałowego. Jednak równie ważnym czynnikiem wpływającym na nieefektywność tych wskaźników jest fakt powiązania kursów akcji z różnorodnymi zmiennymi zewnętrznymi, do których należy na przykład pogoda, humor dużego inwestora, plotki, a więc czynniki które raczej trudno przewidywać i modelować.

Istnieje jednak cały szereg zmiennych wpływających na ceny akcji, które są doskonale mierzalne, ba, rządzą się bardzo podobnymi prawami co ceny akcji. Jeden z pionierów analizy międzyrynkowej John Murphy (tak, ten Murphy :) ) wyróżnił cztery podstawowe rynki, które wzajemnie na siebie oddziałują: rynek akcji, obligacji, walut i terminowy (towarowy).

Pomińmy teoretyczne rozważania na temat tych powiązań i metod badań tych zależności. Nie ma na to miejsca w krótkim tekście blogowym. Zajmijmy się więc praktycznymi wskazówkami, jak wykorzystywać kurs USD/PLN w podejmowaniu decyzji inwestycyjnych na rynku polskich akcji.

1) Jest to świetna wskazówka do obserwacji zaangażowania inwestorów zagranicznych w nasz rynek akcji. 
Gdy obserwujemy gwałtowny wzrost wartości złotego, oznacza to wzrost popytu na złotówki. Ponieważ akcje na GPW można kupić tylko płacąc naszą walutą, może to oznaczać, że inwestorzy zagraniczni wymieniają dolary na złotówki w celu zakupów na naszym parkiecie.
Jednocześnie obserwujemy sytuację w pewnym sensie odwrotną. Wyobraźmy sobie, że akcje KGHM kosztują 100 zł, a kurs USD/PLN wynosi 3 zł, a więc KGHM kosztuje 33,33 USD. Następnego dnia obserwujemy nagły wzrost wartości złotówki, a kurs USD/PLN spada do 2,5 zł. Wobec tego, akcje KGHM kosztują nadal 100 zł ale już 40 dolarów, względnie jego cena więc wzrosła. Możemy więc zaobserwować realizację zysków przez zagranicę.
Te dwa zjawiska stoją ze sobą w sprzeczności i pewnie nieraz jedno bierze górę nad drugim. Wydaje się jednak, że to pierwsze jest istotniejsze dla okresu krótkoterminowego. Zamykanie pozycji przez międzynarodowe instytucje nie następuje tak pochopnie. Co więcej, możemy się spodziewać, że zagranica będzie raczej wolała kontynuować trend osłabienia dolara (zgodnie z zasadą, że trend łatwiej jest kontynuowany niż zmieniany) niż ciąć zyski od razu.

Tym samym spadek USD/PLN może być krótkoterminowym sygnałem kupna akcji na GPW.

Dalsza części ukaże się wkrótce...

wtorek, 12 października 2010

Popłyniemy przez płynność?

Kiedy stóp procentowych nie da się już ciąć, bo są bliskie lub równe zeru, a gospodarka dalej cienko przędzie, "jedynym wyjściem" jest drukowanie. No, można jeszcze po prostu szybko wydawać pieniądze, zwiększając płynność na rynku. Tyle, że każdy skarbiec ma dno i nawet rezerwy FED w końcu się skończą. Więc pozostaje drukowanie. Drukowanie jest fajne, bo nagle, nie wiadomo skąd mamy za friko kolejne miliardy! Bez większego wysiłku, a więc można rzec - za darmo!

Nikt kto zajmuje się gospodarką nie jest tak bezczelny, żeby twierdzić, że nie będzie to miało wpływu na podstawowe wskaźniki makroekonomiczne. Tylko że warunki międzynarodowe i wewnętrzne sprzyjają akurat ekwilibrystyce słownej drukarzy. "Inflacja jest wciąż niska" (choć w wielu krajach stale ponad celem inflacyjnym!). Takie słowa łatwo wypowiedzieć, bo kryzys nie minął, gospodarki prawie się nie rozwijają, więc presja inflacyjna rzeczywiście nie jest zatrważająca. Co nie znaczy, że nie istnieje, a po wielkim drukowaniu, gwarantuję, w końcu znacząco wzrośnie.

"Spadający kurs dolara (drukowanie dewaluuje) jest nam nawet na rękę". W końcu Chiny sztucznie kontrolują juana rujnując nasz eksport. Drukowanie pomoże Ameryce z tym walczyć. Problem w tym, że spowoduje to bardzo silną presję na inne państwa, aby one również osłabiały swoje waluty. Nietrudno się domyślić, że i one nie mogą już obniżać stóp (EBC pozostawił je niedawno na poziomie 1%, co i tak zostało uznane za jastrzębią politykę! Tymczasem Japonia ścięła swoje stopy praktycznie do zera). Pieniądze na pompowanie w gospodarkę też już się kończą. Pozostaje - tak, dobrze myślicie - drukowanie. Presja inflacyjna jeszcze się zwiększy, handel międzynarodowy będzie zamierał. Najbardziej prawdopodobny scenariusz to stagflacja.

niedziela, 10 października 2010

Doji na WIG20

Za nami tydzień, który na wykresie WIG20 wyrysował  już drugą świecę doji, tym razem bliską nagrobkowi doji, z uwagi na długi cień górny. Ponadto zamknięcie nastąpiło w pobliżu kwietniowych szczytów, co oznacza, że działają one jak opór.




To niezbyt optymistyczne wieści, świadczące o słabości trendu i możliwości jego odwrotu. To oznacza, że w dalszym ciągu przewiduję spadki. W związku z tym przeważam w swoim portfelu spółki defensywne. W tym tygodniu kupiłem PGE po dużym spadku na wieść o zwiększonej podaży ze strony skarbu państwa (cena wejścia 21,61) oraz pakiet MW TRADE (15,51), który to papier już posiadałem w portfelu, a obecne spadki uważam za korektę.

środa, 6 października 2010

Dlaczego warto być niedźwiedziem, gdy inni obstawiają wzrost?

Choćby ze względu na fascynującą giełdową zasadę według której większość jest zwykle w błędzie. Jak to się dzieje? Dlaczego nadmierny optymizm jest szkodliwy dla giełdy?

Wyobraźmy sobie giełdę na której działa 100 osób. Zawierają oni transakcje między sobą, spekulując na cenach akcji. Pośród nich zaczyna krążyć informacja, że ceny z całą pewnością będą rosły dalej (znajdujemy się już w trendzie wzrostowym). Coraz więcej osób zajmuje długie pozycje. W pewnym momencie 90 na 100 osób dokonało już takich zakupów. Rozsądne wydaje się stwierdzenie, że 90% graczy jest optymistami. W przeciwnym razie, czy dokonaliby zakupu i dalej trzymali akcje? W tym samym czasie jest tylko 10% pesymistów, którzy pozostają poza rynkiem lub utrzymują pozycje krótkie.

Cena akcji może wzrosnąć tylko wówczas, gdy zarówno kupujący, jak i sprzedający zawrą transakcję po wyższej cenie niż obecna. Skoro 90 osób już zajęło długie pozycje, to teraz zacierają tylko ręce i czekają na obiecywane wzrosty. Ale akcji nikt nie chce kupować, bo wszyscy, którzy oczekują wzrostów już to zrobili!

Popyt maleje więc do zera. Kształtuje się szczyt. Powoduje to niepokój byków, czyli, przypomnijmy,tej większej części inwestorów. Zaczyna pojawiać się podaż z ich strony na nieco niższym poziomie cenowym. Niestety, nikt nie kupuje tych akcji, bo optymiści nie mają już gotówki! Cena musi więc spaść znacznie niżej, aby przekonać dotychczasowych pesymistów, że warto kupować. Tych jest bardzo mało i mają oczekiwania bardzo niskich cen. Tymczasem niedawnych byków jest bardzo dużo i każdy z nich chce się teraz pozbyć szybko akcji.

Taka sytuacja jest normalna. Po każdym wzroście następuje spadek cen, który może być jedynie korektą. Problem jest tylko jeden: większość z tych optymistów wpakowała się w rynek akcji niedawno, zachęceni sporymi zyskami tych byków, którzy trzymają akcje od dawna. Oni nie tylko stracą swoje zyski, ale wyjdą z rynku z ogromną stratą! Tak zwane "silne ręce", czyli inwestorzy, którzy skupiają w swoim ręku 10% pozycji (w tym przypadku short) zarabiają ich kosztem.

Piszę o tym akurat teraz, gdy trwa w najlepsze pionowy niemal wzrost na wszystkich giełdach. "Puls biznesu" właśnie donosi o rekordowych cenach złota, osiągnięciu historycznych poziomów przez giełdę w Bombaju czy Turcji, ogólnej modzie na ryzykowne rynki wschodzące, popycie na produkty funduszy inwestycyjnych. Wszystkie te informacje to typowe gorączkowe nawoływanie do zakupów. Działa ten sam mechanizm jak w naszym przykładzie - znajdujemy się prawdopodobnie w pobliżu szczytu. Typowa sytuacja to wchodzenie na rynek coraz większej ilości drobnych graczy, którzy martwią się, że wszyscy wokół zarabiają, a oni są poza rynkiem. Tylko w końcu ten wzmożony popyt się skończy, a pozostaną problemy krajów PIIGS, obawy o drugie dno recesji, słabe tempo rozwoju gospodarki USA, zakończenie programów stymulacyjnych itd. itd. ...

poniedziałek, 4 października 2010

Trzech białych żołnierzy broni ropy...

...ale mają poważnych przeciwników: opór na poziomie 83,03 i przegrzane oscylatory.



CCI pokazał właśnie sygnał sprzedaży. Wydaje się także, że szczyt z 4 sierpnia powinien poważnie wystraszyć byki.

Sytuacji na ropie przyglądają się bacznie choćby posiadacze certyfikatu RCSCRAOPEN, który jest ujemnie skorelowany z cenami tego surowca. Ostatnie dni to spore spadki na tym papierze, nie widać odreagowania na wczorajszej sesji, kiedy świeca na ropie przybrała kształt doji. To przemawiałoby za krótką korektą na rynku ropy i dalszym marszu w górę. Jednak mnie nie przekonuje również sytuacja fundamentalna na rynku ropy. Obawy o drugie dno recesji nasilają się, a ceny znajdują się już na wysokich poziomach. Dlatego pozostawiam pozycje w RCSCRAOPEN.

Posiadacze RCSCRAOPEN muszą również bacznie obserwować kurs dolara do złotówki. Im dolar słabszy, tym cena ropy (notowana w USD) w przeliczeniu na złotówki niższa. To oznacza, że silna nasza waluta sprzyja posiadaczom RCSCRAOPEN (notowanym przecież w złotówkach). 

Właściwie nie powinniśmy obserwować ruchu cen Crude Oil Futures (wykres u góry) tylko Crude Oil PLN Future, który od razu przelicza wartość ropy na złotówki.

  
W tym przypadku życie niedźwiedziom utrudnia wybicie linii trendu spadkowego (strzałka w dół). Podobna sytuacja jest na wykresie "zwykłej" ropy notowanej w dolarach. Następne kilka dni powinno dać odpowiedź na pytanie, jak potoczą się losy ropy.

Pozdrawiam!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...