wtorek, 30 lipca 2013

#1 Propozycja czytelnika: analiza techniczna Azoty Tarnów (ATT)

Jeden z Czytelników podsunął mi pomysł na wpis, za co mu dziękuję i zabieram się do pisania. Jednocześnie, może uda się zapoczątkować dobrą tradycję na blogu - pisania na tematy zaproponowane przez Czytelników. Pożyjemy, zobaczymy.

A teraz bierzemy na warsztat techniczny spółką Azoty Tarnów (ticker GPW: ATT).

Nie muszę chyba przypominać, ale dla przyzwoitości wklejam zwyczajową formułkę:

Inwestujesz na własne ryzyko! Treść poniższa nie ma charakteru rekomendacji! Przeczytaj klauzulę w prawej stopce tego bloga.

Spółka jest znana szerokim rzeszom inwestorów na warszawskim parkiecie z wielu powodów, wystarczy wspomnieć hossę chemiczną ("grzankę") na początku 2012 roku, zamieszanie z próbą "wrogiego" przejęcia przez rosyjski Acron czy ostatnie kontrowersje związane z wyceną akcji Puław w wezwaniu ogłoszonym przez Azoty właśnie. 

Wyobraźnię przeciętnego inwestora giełdowego najbardziej rozpala jednak wykres Azotów, które od początku 2009 roku znajdują się w trendzie wzrostowym, poprzecinanym dwoma długotrwałymi, płaskimi korektami (czerwone elipsy na wykresie poniżej).

wykres: stooq.pl, kreski, kółka i inne zaawansowane elementy graficzne moje :)
Wykres z tej bardzo szerokiej perspektywy nasuwa już pierwszy wniosek, że obecnie trwająca korekta może być w istocie początkiem kolejnego, trzeciego ruchu bocznego, który, sądząc po dwóch poprzednich może potrwać ładnych parę miesięcy (6-10). Taki scenariusz to jednak "mniejsze zło", bo od 2011 roku nie było tak dynamicznej korekty, co obecnie. Siła ta może sprowokować podaż do ataku na linię długoterminowego trendu wzrostowego (zielona, dolna linia). Gdyby doszło do jej przełamania, obraz techniczny byłby bardzo nieciekawy. Wsparcie można określić na poziomie ok. 56 zł, co oznacza, że kurs ma jeszcze ok. 15% "zapasu". Wydaje się, że strategia gry na ATT wymaga stop loss'a [linkowanie do wpisu z 2010 roku uświadomiło mi ile to już czasu minęło z Wykresologią...] co najwyżej w takiej odległości.

Przyjrzyjmy się więc bliżej wspomnianej korekcie.

podpis identyczny jak poprzednio

Wnioski:

Zielone:
1) Z bliższej perspektywy skala i dynamika korekty nie wygląda już tak groźnie. Widzimy potwierdzenie ważności wsparcia w rejonie 53-56 zł. 
2) Z wyjątkiem załamania z połowy czerwca (kiedy cały rynek runął, z uwagi na rewelacje rządu na temat OFE) korekta ma charakter boczny. Od przełomu czerwca/lipca kurs porusza się w wąskim kanale 65-73 zł, który jest czasami naruszany intraday, co można wykorzystywać np. za pomocą strategii "zupa z żółwia". Potencjał do zarobku raczej jednak niewielki.
3) Kurs obecnie znajduje się na istotnym wsparciu (zielona, równoległa do osi czas linia), właśnie ustanowił czwarty punkt zaczepienia na tej linii. Jest to też 62% zniesienia Fibonacciego od szczytu 85 zł. Już poziom 38% nieźle się bronił, ale został złamany przez wspomnianą czerwcową panikę. Teraz 38% jest oporem...
Czerwone: 
1) Poziom 85 zł to historyczne maksimum, a więc bardzo silny opór. Prawdopodobnie mocniejszy niż wsparcie na 53-56 zł...
2) Jeśli już mowa o tych dwóch poziomach, to zwróćcie uwagę, że potencjał w miarę prostego dla popytu zysku jest mniej więcej równy potencjalnemu spadkowi. Zgodnie z pradawną giełdową zasadą 3:1 (chodzi o stosunek potencjalnego zysku do potencjalnego spadku - trochę o tym tutaj), nie jest to najlepszy biznes.
3) Oscylatory - STS i RSI wskazują, że korekta ma jeszcze duży potencjał do rozwoju. Rynek w żadnym wypadku nie może być uznany za wyprzedany. Wypada powtórzyć wniosek z poprzedniego wykresu - determinacja podaży (a tej, w obecnym otoczeniu makro i zamieszaniu z OFE łatwiej działać niż popytowi) może pozwolić jej na testowanie poziomu 53-56 zł.

To sum up: nie jest to spółka, na którą postawiłbym obecnie. Trendowcom, zainteresowanym stabilnymi, dużymi spółkami polecam uwadze np. BRE. PKO i PEO również odrobiły już czerwcowe straty, i warto obserwować walkę o szczyty na nich. Spośród mniejszych emitentów bacznie obserwuję Tarczyńskiego, który ma ostatnio niezłą prasę i świetnie zadebiutował na GPW.

środa, 3 lipca 2013

Wyceniamy akcje jak ... obligację

Dzisiaj post z dawno nie widzianej serii edukacyjnych. Spróbujemy dokonać wyceny akcji według metodologii używanej przy waluacji obligacji. W zasadzie nie będzie to wycena, ale określenie implikowanej rentowności. Znając poziom oprocentowania na rynku (na przykład lokat bankowych) można jednak tak uzyskaną wartość łatwo zinterpretować, jak zobaczymy niżej. Jako przykład posłuży nam znana i lubiana Bogdanka (LWB).

Na wstępie warto zaznaczyć, że nie wszystkie akcje nadają się do wyceny taką metodą. Czynniki, które decydują o tym, że jest ona trafna są następujące:
- spółka regularnie wypłaca dywidendę
- spółka osiąga w miarę powtarzalne i względnie przewidywalne wyniki w zakresie zysku netto
- spółka posiada duży i stabilny udział w rynku, na którym działa
- spółka jest defensywna, nie podlega dużym wahaniom koniunktury (dla identyfikacji tego kryterium przydatna może być tzw. beta* akcji), a więc musi należeć do specyficznej branży

Wszystkie te cechy spełnia (lub jest bliska ich spełniania, przynajmniej na tle innych polskich spółek) Bogdanka, ale też kilka innych dużych spółek z GPW - np. TPSA, spółki energetyczne. Niestety, w polskich warunkach takich spółek nie będzie jednak zbyt wiele. Nie polecam do banków, nawet tych dużych i "stabilnych".

Więc do roboty!

Obrazek ma być ilustracją do wyceny Bogdanki :) zdjęcie: ekogroup.info
Obligacje zwykle charakteryzują się tym, że mają skończony, zwykle zdefiniowany** okres zapadalności. Tymczasem akcje, znowu co do zasady, są papierem "wiecznym" w tym sensie, że zakłada się nieograniczony czas trwania spółki. Na szczęście matematyka pozwala nam na uwzględnienie takiego nieskończonego horyzontu inwestycyjnego również w przypadku obligacji - dzięki wzorowi na szereg geometryczny. Dzięki temu obligacja "perpetualna" nie jest abstrakcją - np. Wielka Brytania emituje obligacje bez terminu wykupu (wieczyste). Gdyby nie dało się ich wycenić, nie istniałby na nie popyt (ani podaż).

Podstawowe założenie jest takie, że wyceniana spółka będzie wypłacała co roku podobną kwotę dywidendy, mierzonej w wartości bezwzględnej, a więc w złotówkach. Można również określić stopę wzrostu dywidendy w przyszłości (w naszym przykładzie 0,01%, a więc o tyle procent będzie rosła co roku kwota wypłacanej dywidendy - zakładam wzrost niezerowy tylko z uwagi na walory edukacyjne). Wykorzystujemy wzór:
po przekształceniu prostym:

kilka ruchów w excelu i mamy:
opracowanie własne
Implikowana rentowność takiej "obligacji" to zaledwie 2,03%. Oznacza to albo, że LWB jest przewartościowane i należy je sprzedać, albo, że rynek słusznie zakłada wyższe dywidendy w przyszłości.

W powyższym przykładzie użyliśmy średniej arytmetycznej kwot dywidend z lat 2005-2012. Spróbujmy zastosować średnią ważoną, która za najważniejszą przyjmuje kwotę dywidendy z 2012 roku (waga 8/36 przy 1/36 dla 2005 roku itd.).

opracowanie własne
Jak widać, implikowana rentowność wciąż pozostawia wiele do życzenia. 

To proste, ale użyteczne narzędzie każe więc powątpiwać w słuszność wysokiej wyceny LWB.

Nie tłumaczę wszystkich użytych formuł itd, bozajęłoby to wiele miejsca i szanowni Czytelnicy mocno by się znudzili :) zapraszam jednak do pobrania powyższego Excela z wykresologicznego chomika, gdzie można znaleźć również inne skarby ;) [link bezpośredni do pliku]


_________________
* beta akcji to miara zmienności cen danego papieru w odniesieniu do zmienności całego rynku. To tak w skrócie. Zainteresowanych odsyłam do polecanej już chyba na blogu książki Eltona i Grubera o analizie portfelowej, ale i w Internecie wiele materiałów łatwo znaleźć, bo pojęcie bety jest podstawowe dla fundamentalistów.

** z wieloma wyjątkami, choćby wynikającymi z wbudowanych w obligacje opcji wcześniejszego wykupu, zwykle przez emitenta, często również przez inwestora.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...