Witajcie!
Mimo, że nie chciałem komentować sytuacji w Grecji (nóż się w kieszeni otwiera!), to jestem do tego zmuszony (
zresztą już drugi raz). Niestety, chcemy tego czy nie, to właśnie dziejące się w tej chwili wydarzenia będą miały wpływ na rynki finansowe w najbliższym... hm... dziesięcioleciu? A może i dłużej, gdyby euro rzeczywiście padło.
|
Termin "starożytne ruiny" nabiera nowego znaczenia... |
Od uchwalenia "planu pomocowego" (który to już z kolei) dla Grecji zakładającego redukcję długu prywatnego o 50% i 100 miliardów kieszonkowego, komentatorzy prześcigali się w jego krytyce. I rzeczywiście, trudno było mówić o przełomie, choć z pewnością europejscy politycy kupiliby trochę czasu potrzebnego na zbudowanie solidnej konstrukcji funduszu stabilizacyjnego. Już zaczęły się rozmowy o jego finansowaniu zewnętrznym (Chiny) na razie raczej sondażowe (bo Państwo Środka miało objąć tylko niewielką część papierów wyemitowanych na podstawie funduszu stabilizacyjnego) ale o dużej doniosłości politycznej i historycznej.
|
źródło: http://blogs.reuters.com/felix-salmon/2010/03/18/greek-bailout-chart-of-the-day/ |
Co z tego całego zamieszania wynika?
Primo, istnieją poważne wątpliwości, czy referendum
w ogóle się odbędzie. Najpierw 3/5 greckich parlamentarzystów musi się na to zgodzić, a chyba nie mamy wątpliwości, że o zgodę na cokolwiek w Grecji ostatnio bardzo trudno.
Secundo, gdyby referendum się odbyło, jego wynik nie będzie raczej zaskakujący...
Tertio, wobec powyższego, ważniejsze od referendum będzie głosowanie w sprawie wotum zaufania dla premiera Papandreu i jego rządu.Moim zdaniem plan rządzących jest prosty - niech opozycja przejmie stery rządu i męczy się z tym bałaganem, niewypłacalnością, powrotem do drahmy, recesją, planem oszczędnościowym. Wszystko to jest bowiem nieuniknione.
Zapytajmy, jaką alternatywę względem bankructwa ma Grecja? Oszczędności, które mają zredukować dług publiczny do 2020 roku do poziomu... 120% PKB (w optymistycznym wariancie)? Spłacanie długów przez kolejne dziesięciolecia, podczas gdy społeczeństwo będzie paliło samochody i wieszało polityków na suchych gałęziach. Serio, im naprawdę na tym nie zależy. Już chyba lepiej zacisnąć zęby i za kilka lat powrócić do prosperity, ale już bez bagażu zadłużenia. Przykład Argentyny jest bardzo kuszący:
|
Źródło: http://articles.businessinsider.com/2011-03-28/markets/30057442_1_currency-board-european-central-bank-greece |
To Unia jest tą, która na problemach Grecji traci najwięcej, nie sama Grecja. Jednak występuję z tezą, będącą odpowiedzią na pytanie tytułowe: Jak najszybsze bankructwo i opuszczenie strefy euro prze Grecję leży w interesie Unii oraz samej eurozone. Dlaczego?
1) Grecja to gospodarka peryferyjna ze wszystkimi tego konsekwencjami (w tej sytuacji raczej pozytywnymi) nie mająca wielkiego wpływu na sytuację gospodarczą w innych państwach. Pewnie - jej bankructwo mogłoby pociągnąć poważne problemy dla europejskich banków i konieczność ich dokapitalizowania. Jednak taka potrzeba i tak prawdopodobnie zajdzie, a wydawanie pieniędzy na nacjonalizację banków może być niezłą inwestycją (
jak pokazał przykład amerykański), lepszą z pewnością niż pompowanie ich do Grecji.
2) Prawdziwym problemem są Włochy, Hiszpania i (w mniejszym zakresie) Portugalia. Zadaniem dla strefy euro jest przekonanie tych państw do drakońskich oszczędności zanim sytuacja będzie równie poważna co w Grecji. Przykład Hellady która wychodzi ze strefy euro i wpada w kilkuletnią recesję powinien podziałać na nie mobilizująco. Oczywiście, takie wydarzenie pociągnęłoby pewnie recesję w całej strefie euro (choćby ze względu na skokowy wzrost awersji do ryzyka), co uczyniłoby program oszczędności bardziej problematyczny, ale zadajmy sobie pytanie: Czy ratowanie Grecji za wszelką cenę naprawdę uchroni nas przed recesją?