Będąc niepoprawnym kontrarianinem, postanowiłem zająć stanowisko w sprawie zakazu insider tradingu po przeczytaniu ciekawego artykułu Czesława Martysza w cenionym przeze mnie studenckim czasopiśmie (albo, jak chcą jego wydawcy, gazecie) TREND. Autor przedstawia znaną skądinąd tezę, że walka z insider tradingiem jest tyle daremna, co mało sensowna.
Źródło: Douglas B. Jones, Wall Street Journal (http://online.wsj.com/article/SB10001424052748704224004574489324091790350.html) |
Problem jest niezwykle istotny, bo choć zainteresowanie opinii publicznej insider tradingiem pojawia się zazwyczaj tylko w okolicach czasowych głośnych afer z udziałem insiderów*, to na rynkach finansowych codziennie toczy się walka instytucji nadzoru z osobami, które wykorzystują informacje, które nie zostały jeszcze przekazywane wszystkim inwestorom, a które mogą w znaczący sposób wpłynąć na wycenę papieru wartościowego.
Autor wspomnianego na samym początku artykułu, zaczyna argumentację filozoficznie:
"Według norm etycznych insider trading nie jest działaniem niemoralnym,
ponieważ nie ma takiej zasady, która każe dzielić się nam z innymi tymi
informacjami, które mogą nam przynieść pewną korzyść."
Przytacza przy okazji wesołą opowiastkę o pewnej dziewczynie, pewnym osiedlu i pewnym mężczyźnie:
"Pewien mężczyzna mieszkający od dawna w okolicy spostrzega piękną
blondwłosą dziewczynę podczas przeprowadzki. Szybko decyduje się
rozpocząć znajomość, wiedząc o kilku sąsiadach z klatki obok, którzy
również nie pozostaliby bezczynni. Czy uczynił coś złego, nie
obwieszczając innym o jej przybyciu?"**
Konkluzja jest oto taka: nie. Z jej pomocą autor zgrabnie przechodzi do problemu insider tradingu, sugerując, że sytuacja w której ktoś zatrzymuje dla siebie cenną informację na temat kondycji firmy, zamiast podzielić się tym z innymi uczestnikami rynku ma wiele wspólnego z powyższą sielankową opowiastką. Tym samym penalizacja insider tradingu jest czymś tak samo niezrozumiałym, jak wsadzenie do więzienia mężczyzny z przypowieści. Otóż sytuacje te różnią się od siebie diametralnie a ich utożsamianie jest tyle lekkomyślne, co niebezpieczne.
Problem na pierwszy rzut oka może być podobny, chcę jednak zwrócić uwagę na kilka cech insider tradingu, które nijak nie mogą odnieść go do opowiastki:
Po pierwsze, insider trading jest objęty zakazem legitymowanym przez państwo, gdyż łączy się z zagrożeniem interesów państwowych. To, kto z kim chodzi na randki, państwa nie powinno interesować i w demokratycznym porządku - nie interesuje. Natomiast sprawnie funkcjonujący rynek kapitałowy należy do żywotnych interesów państwa. Taki rynek, zgodnie ze zdrowym rozsądkiem, zasadami ekonomii, i światowymi standardami musi posiadać pewne cechy, spośród których powszechny i równy dostęp do informacji jest tą podstawową. (Z argumentami autora dotyczącymi kwestii ekonomicznych, chyba jeszcze ciekawszych, postaram się podjąć polemikę w kolejnym wpisie. Bądź to bądź jest to blog i objętość każdego wpisu powinna być ograniczona.)
Po drugie, na giełdzie toczy się gra o sumie zerowej. Ktoś zarabia - a ktoś traci. Często naprawdę duże pieniądze. Opowiastka właśnie dlatego wydaje nam się taka niewinna, że tak naprawdę nie ma, obiektywnie rzecz biorąc, znaczenia - ani w odniesieniu do stosunków społecznych - ani, tym bardziej, gospodarczych.
Po trzecie, w przeciwieństwie do sytuacji z opowiastki, penalizacja insider tradingu jest społecznie zrozumiała i oczekiwana. Odstąpienie od niej z pewnością wywołałoby protesty ze strony uczestników rynku i jego obserwatorów.
Po czwarte, rynek giełdowy jest specyficznym miejscem, gdzie asymetria informacji odgrywa rolę kluczową. Wobec rozproszenia graczy (masowość), olbrzymiej ilości informacji, najróżniejszych interesów jego uczestników, niwelowanie tej asymetrii jest tak samo zrozumiałe i pożądane jak w każdej innej branży. Wyobraźmy sobie sytuację w której kupujemy komputer. Sprzedawca doskonale zna ten produkt i wie, że w 50% przypadków psuje się po roku użytkowania. Myślicie, że prawo powinno go zobowiązać do poinformowania Was o tym, czy może, jak chce autor (odnosząc się do opowiastki, nie do sprzedaży komputera):
"Taki chwalebny akt dobroczynności nie powinien być wymuszany przez
prawo, ponieważ pomaganie innym to cnota, która powinna wynikać z
wykonania takiego uczynku w sposób nieprzymuszony"
?
P.S. Jak już pisałem wyżej, do argumentów ekonomicznych postaram się odnieść w następnym wpisie.
P.P.S. A czy Ty, drogi czytelniku, polubiłeś już Wykresologię na facebook'u?
_________________
*W USA ostatnio najgłośniejszą tego typu sprawą była tak zwana afera Gelleon Group. W Polsce mamy przykład KGHM, którego kurs w tym roku mocno "skacze" z uwagi na pewne informacje (chronologicznie: o zakrojonym na wielką skalę odkupie własnych akcji [1], potem expose premiera i zapowiedź podatku od kopalin [2] a zupełnie niedawno informacja o największej w historii akwizycji polskiej spółki giełdowej, czyli przejęciu Quadra FNX za 9,5 mld złotych [3]. Za każdym razem pojawiały się głosy, że ktoś wcześniej o tym wiedział i wykorzystał to, zawierając transakcję zanim informacja trafiła na rynek.)
** tą samą przypowieść cytuje M. Bitner, a sam jej pomysł pochodzi od T. R. Machan'a. Ciekawe, dlaczego zwolennicy legalizacji insider tradingu tak ochoczo ją przytaczają, skoro z tematem ma tyle wspólnego co piernik z wiatrakiem.
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Z góry dziękuję za każdy komentarz