czwartek, 29 marca 2012

Światem rządzą deweloperzy (część 1: Chiny)

Nie Obama, nie kosmici, ani nie Goldman Sachs, światem rządzą deweloperzy!

Oczywiście, że teza celowo mocno przesadzona ;) jednak tkwi tutaj ziarnko prawdy. To właśnie w sektorze nieruchomości (po transferze aktywów do sektora finansowego) rozpoczął się kryzys amerykański. Na przełomie 2011 i 2012 roku jednym z najpoważniejszych czynników ryzyka dla światowego rozwoju jest bańka na rynku nieruchomości w Chinach. Oczywiście, problemy na tych rynkach to bardzo częste składowe wielu kryzysów, a sami deweloperzy należą do najbardziej pro-cyklicznych spółek. W dzisiejszym wpisie [pierwszym z cyklu czterech] postaram się przekazać kilka luźnych uwag na temat rynku w Chinach, a w przyszłości zostaną prześwietlone rynki w USA, Niemczech i ostatecznie w Polsce.

1) Chiny

Zaczynam od Chin, gdyż uważam, że to właśnie sytuacja na tym rynku jest obecnie kluczowa. Chińska "bańka na rynku nieruchomości" doczekała się nawet artykułu w Wikipedii, i od pewnego czasu jest już tematem medialnym. Świadczy to o tym, że ewentualne pęknięcie tej bańki nie będzie dla rynku wielkim zaskoczeniem. Jednakże miałoby to bardzo doniosłe skutki dla realnej sfery - tempa wzrostu PKB w Chinach, a przez to i dla całej globalnej gospodarki. Pęknięcie bańki z pewnością uprawdopodobniłoby scenariusz "twardego lądowania" chińskiej gospodarki.

Chińskie centrum handlowe - widmo: nie ma komu kupić powierzchni handlowej... (źródło: wikipedia.org)
Znamienna jest dość ostra reakcja chińskich władz na pogarszającą się sytuację na rynku nieruchomości. Zdecydowano się na luzowanie polityki monetarnej. Dość nerwowo zareagował też Bank Centralny Chin, stwierdzając na początku grudnia, że "rynek nieruchomości w Chinach znalazł się w punkcie zwrotnym, a banki są zaniepokojone, że wkrótce wystąpi reakcja łańcuchowa na tym rynku." [źródło].

Chińskie problemy nie powinny być zaskoczeniem, a pierwsze ich oznaki pojawiły się jeszcze w połowie ubiegłego roku. Nie powinniśmy spodziewać się raczej jakiejś panicznej wyprzedaży czy załamania koniunkturalnego. Moim zdaniem jednak jest to wyraźny sygnał, że Chinom coraz trudniej będzie utrzymać dotychczasowej tempo rozwoju, tymczasem to właśnie koniunktura w Chinach, wobec słabości USA i kłopotów Europy miała być ostatnim filarem światowej gospodarki w 2012 i 2013 roku.


Na zakończenie: o Chinach trzeba czytać bardzo ostrożnie. Wiele osób się na ten temat wypowiada, ale niestety, ten kraj, tamtejsze realia i specyfikę ciężko zrozumieć. Bywa, że "eksperci" zbyt łatwo oceniają chińskie warunki przykładając tą samą matrycę, co na Zachodzie... Za przykład, moim zdaniem, może służyć bezkrytyczne oceny, że chińskie nieruchomości kupują tylko spekulanci, więc jest to klasyczna bańka. Klasyczna to ona nie jest, bo ceny są kontrolowane przez władze, więc ich spadek z pewnością nie będzie gwałtowny i zaskakujący, prędzej powolny ale stabilny, co jest wersją może i lepszą dla rynków finansowych, ale niekoniecznie dla samej gospodarki (brak efektu katharsis).

W tym kontekście polecam interesujący wpis "insidera" a więc Polaka mieszkającego (chyba) na stałe w Chinach: link

p.s. Chcecie trochę liczb, wykresów i więcej o chińskiej bańce? Przeczytajcie opracowanie Barclays. Zwracam jednak uwagę na datę - początek listopada - a więc jeszcze przed oficjalnymi wypowiedziami chińskich oficjeli co do "pękania" bańki.

p.p.s. inna, duuuuża porcja czytania: o spowolnieniu w Chinach [link]

p.p.p.s.
Inne wpisy z cyklu o rynkach nieruchomości:
2. USA

czwartek, 22 marca 2012

Wybory w USA: co na to rynki?

Nie będzie to wpis o fluktuacji rynków, związanych w tzw. cyklem wyborczym (prezydenckim w USA). Zainteresowanych tym tematem, zachęcam do przeczytania artykułu w pierwszym numerze "To zależy". Niniejszy wpis będzie natomiast próbą odpowiedzenia na pytanie jak wynik wyborów (a nie sam fakt ich odbycia) może wpłynąć na rynki finansowe.

W USA wybór jest tradycyjny: albo Demokrata, albo Republikanin. Kandydatem "słoni" będzie oczywiście Barack Obama, ale na "prawicy" mamy cały korowód barwnych postaci, które mocno się od siebie różnią.

Mitt Romney

bloomberg.com
Prowadzący dotychczas w prawyborach, były gubernator Massachusetts, jest faworytem republikańskiego establishmentu. Był nim jednak już w 2008 roku, kiedy przegrał wyścig o nominację z Johh'em McCaine'm. Zwolennik tarczy antyrakietowej. Multimilioner (według niektórych, jest to jego główna słabość). Raczej mało ideowy, pod jego rządami trudno spodziewać się zmiany paradygmatu ekonomicznego USA, choć możliwy jest częściowy powrót do epoki Busha, a więc dalszego zadłużania kraju i wydawania miliardów na armię, tarcze i wojny. Jeżeli dojdzie do władzy, możemy się przekonać, czy USA są w stanie zadłużać się jeszcze szybciej, niż robiły to dotychczas :)

Rick Santorum


wiadomości.gazeta.pl
Postać zdecydowanie barwniejsza niż Romney. Nie lubi homoseksualistów i aborcji, za to lubi Polaków (był autorem poprawki znoszącej wizy). Nie powinniśmy się spodziewać, że tematy gospodarcze mogłyby stać się najważniejszymi podczas jego prezydentury. Możliwe, że będzie ulegać wpływom stronnictwa Tea Party (patrz niżej), a to oznaczałoby zmniejszenie wydatków i podatków.

Ron Paul

ronpaul.com
Walka o nominację rozstrzygnie się między Romney'em a Santorum'em, Ron Paul - niestety albo stety szans nie ma. Trzeba jednak odnotować, że w tych wyborach, inaczej niż w poprzednich, ruch radykalnie liberalny, którego gwiazdą jest Paul, gra dużą rolę. Innz, w pewnym sensie skonfliktowana, w pewnym sensie popierająca* Rona Paula, inicjatywa to "Tea Party", który z egzotycznego ruchu konserwatywno-libertariańskiego przerodziła się w poważne stronnictwo w łonie samych Republikanów (w wyborach do Kongresu w 2010 zdobyli 40 miejsc).

Rosnąca siła i popularność tych frakcji w Grand Old Party** wymusi konieczność brania jej pod uwagę przy liczeniu głosów w Kongresie. Szczególnie wówczas, gdyby to Republikanie wygrali wybory, poparcie liberałów może być języczkiem u wagi w wielu głosowaniach. To oznaczałoby m.in. problemy przy ewentualnym kolejnym podnoszeniu pułapu zadłużenie Stanów. Generalnie będzie to czynnik ograniczający wydatki rządu, choć niekoniecznie potrzeby budżetowe i emisje długu (głównym postulatem są mimo wszystko obniżki podatków).

________________
* Ideały Tea Party są bliskie Paulowi, ale wygląda na to, że TP chce na stałe zainstalować się w republikańskim establishmencie. Ich przedstawiciele chętniej popierają Santoruma i Romneya (tego ostatniego na przykład w ostatnich prawyborach w Illnois).
** Grand Old Party - GOP - tradycyjne określenie Partii Republikańskiej w USA.  

niedziela, 18 marca 2012

Wyniki ankiety

Dziękuję bardzo za oddanie głosów w mojej ankiecie dotyczącej tematyki bloga. Oto wyniki:


Rozbudować dział "Dlaczego?"
  2 (25%)
 
Więcej bieżących analiz
  3 (37%)
 
Więcej teoretycznych rozkmin
  2 (25%)
 
Więcej opisów własnych transakcji
  1 (12%)
 
Prezentacje ciekawych artykułów z mediów zagranicznych
  4 (50%)
 
Nic z powyższych
  1 (12%)
 
Najlepiej nic :P
  0 (0%)

W ankiecie wzięło udział 8 osób, ale odpowiedzi jest więcej, bo można było zaznaczać więcej niż jedną opcję. Moja interpretacja jest taka, że głosujący Czytelnicy oczekują kontynuacji tej linii tematycznej bloga, która dominuje ostatnio, a więc prezentacja ciekawych artykułów z mediów zagranicznych i połączone z nią bieżące analizy w skali bardziej makro niż mikro. Druga dominująca linia tematyczna bloga, którą ostatnio zaniedbałem, co z kolei zaowocowało większą klikalnością bloga (co samo w sobie jest już jakąś wskazówką ;), jest rozwój działu "Dlaczego?". Nie będę zarzucał tego projektu, ale pewnie będzie on tracił na znaczeniu.

Korzystając z okazji, chcę też zachęcić czytelników do współpracy przy projekcie Encyklopedii Giełdowej. Jako kontrybucję w pisaniu haseł do tej encyklopedii, oferuję link przy każdym haśle do strony osobistej autora. Inne warunki współpracy również możliwe.

Co do samej ankiety, to wszystkich, którzy chcieliby się jeszcze wypowiedzieć, w jakim kierunku powinien pójść rozwój tej strony, zachęcam do wyrażenia opinii w komentarzach.

poniedziałek, 12 marca 2012

Świat bez agencji ratingowych

Wiele ostatnio (tj. w ostatnich latach) mówi się o błędach popełnionych przez agencje ratingowe i stopniu, w jakim przyczynia się to do kłopotów na rynkach finansowych. Po części słusznie, bo przecież faktem jest, że wszyscy trzej najwięksi (de facto jedyni) gracze na tym rynku przyznawali papierom Lehman Brothers w przeddzień bankructwa najwyższe oceny (AAA albo Aaa w przypadku Moody's). Sytuacja powtórzyła się w przypadku AIG, który musiał być ratowany przed bankructwem przez Waszyngton.

Z drugiej strony mamy do czynienia z bezzasadnymi atakami na agencje, związanymi z obniżaniem przez nie ratingów państw. Atak często pochodzi z ust polityków, którym nie podoba się, że agencje "wtrącają się w wewnętrzne sprawy państw europejskich". Padają też dwojakiego rodzaju propozycje rozwiązania tego "problemu"

1) podział "kartelu"* trzech agencji amerykańskich** na co najmniej sześć podmiotów.
2) stworzenie własnej "niezależnej" agencji ratingowej.

O ile pierwsza propozycja może być ciekawa, choć z pewnością nieskuteczna (co miałoby to zmienić?) to druga, jest wyjątkowa - z uwagi na bzdurność. Jeżeli unijne instytucje zabiorą się za budowę własnej agencji ratingowej, to "niezależna" nie będzie ona z pewnością. Tworzenie instytucji, która będzie lepiej (czytaj korzystnie dla Europy) oceniać dług państw euro przez władze publiczną (KE) to jedynie typowy brukselski pomysł na zwiększenie liczby unijnych etatów. W ogóle państwowa agencja ratingowa to jakiś oksymoron. Mamy już przykład chińskiej "niezależnej" agencji przyznającej chińskim obligacjom rating AAA+...

Coś jednak "trzeba zrobić", jak wyrażają się unijni biurokraci, aby opanować wszechwładzę ratingowych agencji. Jak zwykle, "coś zrobi" sam rynek. Zmiany już się dokonały, a oceny ratingowe państw nie wywierają na uczestnikach rynku większego wrażenia. Lepszym oszacowaniem ryzyka, bardziej dynamicznym (zmieniającym się w czasie rzeczywistym) i obiektywnym (wycenianym przez rynek) są CDS'y a przede wszystkim sama rentowność obligacji państw. W tym układzie brak miejsca dla agencji ratingowych, jakich znamy, a więc wyroczni decydujących o tym w co warto i w co wolno*** inwestować. Na rynku papierów prywatnych ta wiara też została zachwiana - m.in. przez wpadki z LB i AIG.

Czy oznacza to, że wkrótce świat pożegna agencje ratingowe jako istotnych uczestników rynków finansowych?

Jakie mogą być zastępcze metody oceny wiarygodności kredytowej? Świat, a rynki finansowe w szczególności, nie znosi próżni...

Pozostawiam te pytania otwartymi, licząc na ciekawą dyskusję w komentarzach do tego wpisu...

Postscriptum
Interesująca, z prawnego, ale i praktycznego punktu widzenia, może być analiza projektowanych zmian w zakresie regulacji działania agencji ratingowych w prawie unijnym. Ciekawą nowością ma być przede wszystkim regulacja odpowiedzialności cywilnoprawnej agencji wobec uczestników rynku za błędne oceny.

_______________
* Określenie pochodzi od unijnej komisarz ds. sprawiedliwości Viviane Reding. [źródło]
** Ciekawostką może być fakt, że Fitch amerykański do końca nie jest - w 60% kontrolują go Francuzi.
*** Prawdziwą siłą agencji ratingowych są prawne regulacje, które nakładają limity koncentracji inwestycji w papiery o określonym ratingu a także wiążą z nimi wymogi kapitałowe dla instytucji finansowych. W regulacjach takich, jak nietrudno zgadnąć, przoduje UE.

sobota, 10 marca 2012

Grecja: wypłaty z CDS mogą sięgnąć 3,3 mld $

Jest już pewne, że wreszcie mamy "event" który uruchomi wypłaty z greckich CDS'ów (Credit Default Swaps) czyli zakładów, czy Grecja zbankrutuje, czy nie. To ciekawe, bo w mediach od tygodnia trąbi się Grecja została uratowana (który to już raz?), podczas gdy fakty są takie, że pakiet pomocowy i program PSI (Private Sector Involvement) oznacza oficjalne bankructwo Grecji i, zgodnie z decyzją ISDA* (International Swaps and Derivatives Association), uruchamia płatności z zakładów CDS.
 Decyzję podjął w ramach ISDA Determination Committee, źródło: www.http://ftalphaville.ft.com/blog
Kwota rozliczeń z tego tytułu może sięgnąć, według samej ISDA 3,3 miliarda $. Dla porównania, upadek Lehman Brothers uruchomił CDS'y za 5,2 miliardy $. Co ciekawe,jeszcze rok temu wartość greckich swapów wynosiła 6 miliardów $. ISDA, w oficjalnym oświadczeniu ogłosiła, że chciałaby zmaksymalizować liczbę obligacji, które mogą zostać pokryte wypłatami z CDS, ale rynek oczekuje, że wartość tam może być niższa niż 3 mld.

Tak naprawdę nie jest istotna kwota 3 mld $, która przy skali obecnych problemów wydaje się być groteskowo niska. Uruchomienie CDS mają inne znaczenie. Przede wszystkim trzeba przypomnieć, jak histerycznie na wieść o możliwym ich odpaleniu reagował były szef ECB Jean-Claude Trichet. Obecnie CDS stanowią znacznie lepszą, bardziej dynamiczną i przede wszystkim wymierną finansowo oceną stabilności finansowej emitenta niż ratingi. Podczas gdy popularne media emocjonowały się obniżkami ratingów dla Grecji, Włoch czy Francji, to właśnie CDS'y wyznaczają rynkowe przekonanie co do ryzyka inwestowania wdane papiery. Uruchomienie CDS oznacza realne bankructwo Grecji i naturalne jest pytanie: kto następny? Co więcej, decyzja ISDA uwiarygadnia CDS'y jako instrumenty zabezpieczające przed defaultem**, a to zachęci inwestorów do spekulowania na CDS włoskich, hiszpańskich i, przede wszystkim, portugalskich. Niweczy to pozytywny wydźwięk greckiego CAC (Collective Action Clauses) czyli dobrowolnego obniżenia długu Grecji przez sektor prywatny, i "sukces" jaki otrąbiono w zeszłym tygodniu ws. Grecji.

źródło: http://www.burnbabylon.pl
Uruchomienie CDS oznacza też, że rynek prawdopodobnie przygotował się już na bankructwo Grecji, a banki inwestycyjne zaczynają czyścić swoje bilanse. Na 19 marca zaplanowano rozliczenie CDS i wtedy być może dowiemy się, kto posiada jaką ekspozycję na grecki dług i ile jeszcze może być na tym stracone. To z kolei może wreszcie otworzy drogę do odłączenia kroplówki MFW i EBC i prawdziwego bankructwa Grecji, połączonego z wyjściem ze strefy euro i powrotem do drachmy. Droga do tego jednak daleka, a ryzyk po drodze - bardzo dużo. Tym bardziej, że kupując czas dla Grecji zapominamy na narastających problemach w PIS (Portugal Italy Spain).

Na to wszystko nakłada się II runda LTRO, o której tyle pisałem wcześniej. Wyniki nie były przytłaczające (550 mld, 800 banków), ale zwiększenie sumy bilansowej EBC może oznaczać, że więcej takich działań już nie będzie, czyli rynek będzie musiał radzić sobie sam...

_____________________
* Warto zauważyć, że DC (Determination Committee) było jednomyślne, zresztą chyba spóźnione (bo Grecja zbankrutowała de facto już wcześniej)
** Wcześniej kwestionowano to, twierdząc, że DC ma zbyt dużą władzę w określaniu co jest "zdarzeniem kredytowym" a co nie, i kupowanie CDS nie zabezpiecza przed faktycznymi stratami.

czwartek, 8 marca 2012

Zaproszenie

Zapraszam do lektury pierwszego numeru finansowego pisma "To zależy". LINK



Oprócz wielu ciekawych artykułów również mój - usystematyzowana polemika "W obronie zakazu insider tradingu" z tekstem Czesława Martysza z Trendu, będąca właściwie kompilacją dwóch wpisów  tego bloga. [1] i [2]. 

Jednak w środku znajdziecie zdecydowanie więcej, jeszcze ciekawszych tekstów. Gorąco polecam!


_________________
* na stronie głównej polecam w prawej kolumnie kliknąć Expand (na okładce) i przeglądać pismo w efektownej wersji multimedialnej :) (albo po prostu kliknąć tutaj aby przejść do zasobu zewnętrznego - wtedy jednak nie obejrzycie pozostałej części strony To zależy, a szkoda)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...